Biblioteka. Grobowiec marze艅 najcz臋艣ciej niespe艂nionych.
Siedz臋 przy oknie I pij臋 smutn膮 herbat臋 z cukrem drobiazg贸w.
Nie widz臋 ci臋. Ty mnie te偶. Czy to rozumiemy?
Jedni my艣l膮 偶e nie mo偶na znikn膮膰, Inni 偶e znikniemy na pewno. Tu nie ma wyboru.
Otwarto wi臋zienie. Nikogo. Wszyscy odeszli.
Wielkie gmachy. Bog贸w szukaj膮. Ludzi porzucaj膮.
Zegar wybi艂 godzin臋. A wi臋c wszystko si臋 cofn臋艂o I znowu mamy szans臋.
W nocy Zachcia艂o mi si臋 dnia. Co robi膰?
Zamkn膮艂em ksi膮偶ke. Chyba nie by艂o zdania Kt贸re nie chcia艂oby zniewoli膰 tego Kto je czyta.
W sklepie. T艂umy innych nas. Ka偶dy z innych powod贸w.
Czy ty wiesz czasie Ile masz w sobie Ostatnich chwil?
Boj臋 si臋, 偶e nie mamy planu Kt贸ry bierze pod uwag臋 Co艣 wi臋cej ni偶 r贸偶ne sny.
Tak jak ty widzisz 艣wiat Chcia艂bym cho膰 raz zobaczy膰.
Dlaczego staramy si臋 tak jak ka偶dy czas w przesz艂o艣ci Stworzy膰 w miliardach kilka os贸b?
Kiedy艣 co艣 by艂o. Kiedy艣 powstanie to Co to zast膮pi.
Mamy wieczno艣膰 Aby nie by膰 W艂a艣nie teraz.
Ka偶de zdanie mo偶e k艂ama膰 A i tak sprzedaj膮 si臋 lepiej Ni偶 uczucia tych kt贸rych kochamy.
Te s艂owa kiedy艣. Dzisiaj te. Wci膮偶 inaczej te same dnie.
O 艣wicie. Zbudzony. Czemu nie krzycz臋 zdziwiony?
Muzyka. I kolejny raz Nie by膰 w sobie sam.
Rozrysowane drogi. Stopa id膮ca w planach. Nic nowego na horyzoncie.
Co si臋 dzieje z porwanymi. Gdzie patrz膮 przez okna Za 艣wiatem?
To twoje ja, Czy wepchni臋to je Nad ranem?
Malowid艂a naskalne. Oto w jak膮 otch艂a艅 oddajemy ciekawo艣膰.
Grawitacja wn臋trza. To rodzaj wi臋zienia z kt贸rego trudno si臋 wydosta膰 na zewn膮trz Gdzie s膮 inne wn臋trza.
Oczywi艣cie posuwamy si臋 w czasie. Ale jak cz臋sto zmieniamy si臋 co艣 wi臋cej?
Czytaj膮c swoje zapiski Wyobra偶am sobie jak wczorajszy ja K艂uci si臋 ze mn膮 kto ma racje.
Za ka偶dym murem Jest 艣wiat?
Na pu艂kach Walka O miejsce. W przedpokoju miliardy opserwujacych.
Mam ma艂o czasu Wi臋c nie b臋d臋 udawa艂 偶e zobacz臋 wszystko.
Czym strasz膮 dzieci W piekle? Niebem.
Tak bardzo budzi w nas groz臋 Znikni臋cie, 偶e nie ma jej nawet w 艣mierci.
Sami ludzie Ciskaj膮 w przysz艂o艣膰 Ludzi.
Ptak w locie. Czy on wie 偶e potrafi lata膰?
Oddychamy. My, jedyna szansa umar艂ych. Oddychamy.
Cz艂owiek. Cmentarz W艂asnych my艣li.
By艂o Tak daleko Do teraz.
Hej duchy Mo偶e to my was Nawiedzimy we 艣nie.
Nigdy nie widzia艂em Samego siebie. Jedynie w odbiciach.
Jestem w czasach mi臋dzy tym co ju偶 by艂o A tym co mo偶e nie powsta膰 nigdy.
Aby pami臋ta膰 ludzi przesz艂o艣ci Wyrzeka si臋 stopniowo Ludzi obecno艣ci.
Ciekawi ludzie maj膮 ciekawe spostrze偶enia Kt贸rych nie odnalaz艂em W 偶adnych ksi膮偶kach.
Czy jest we wszech艣wiecie Miejsce Na koniec?
Zapisuje po przeczytaniu. Mo偶na ujawnia膰 r贸偶nie Te same my艣li.
Powszechnym problemem Jest brak wymy艣lania Nowych temat贸w 艣wiata.
Istnieje kilka s艂贸w Z kt贸rych mo偶na tworzy膰 Niesko艅czono艣膰 pustych zda艅.
Wm贸wisz ro艣linie wszystko. Wybierasz nawet Jej imi臋.
Inne oczy A wi臋c I inne s艂o艅ce.
Nie ma osoby kt贸ra mog艂oby Wyrazi膰 szczerze wi臋cej ni偶 jedn膮 osob臋. To niewolnictwo.
Z powietrzem nie wygrasz. Nie czuje I nie my艣li.
To 偶e jestem na ziemi Nie znaczy 偶e j膮 zwiedz臋.
To samo czujemy Tak samo. Tego nie da si臋 potwierdzi膰.
Je艣li nawet to jest snem Nale偶y mu przypisa膰 wy偶szo艣膰 Nad mo偶liwym przebudzeniem.
Parszywe bezpieczne drogi. Nie mog膮 przesta膰 prowadzi膰 tam Gdzie ju偶 byli艣my.
Je艣li nie teraz To ju偶 w 偶adnym czasie. W 偶adnym miejscu.
Ziemia kr膮偶y wok贸艂 s艂o艅ca A ja wci膮偶 kr膮偶臋 Wok贸艂 ziemi.
Przestrze艅 jest obszarem Gdzie ka偶dy przedmiot Jest jednym w 艣wiecie wielu.
Je艣li gwiazdy znikn膮 Czy nie jeste艣my gatunkiem Kt贸ry mo偶e poj膮膰 jak je stworzy膰?
Nie mam mnie tam Gdzie by艂em wcze艣niej. Czar trwa.
Dotykam j膮 koniuszkami palca tak by jej nie zbudzi膰. Nigdy nie b臋d臋 cze艣ci膮 jej snu.
To nie do uwierzenia, 偶e ka偶de teraz to jedna chwila mno偶ona przez oczy.
Skr贸cona historia ludzko艣ci Powierzyli艣my wszystkim wy艣nionym bogom Dla naszego dobrego samopoczucia Wszystkich ludzi.
No i sta艂o si臋. Nie potrafimy nazwa膰 Wszystkich przedmiot贸w w pokoju.
Ja jestem w czasie Czy czas We mnie?
A oto my. Ludzie pomi臋dzy. Dalecy od pocz膮tku I odlegli od ko艅ca.
Wi臋kszo艣膰 s艂贸w spisano W czterech 艣cianach. W zamkni臋ciu.
Na ziemi brakuje zwyczajnie pomys艂贸w. Jak wiemy Przesz艂o艣膰 ma ich za ma艂o.
Autostrada p臋dz膮cych 偶y膰. Tutaj drog臋 Pokonuje si臋 szybciej.
To nie kr贸l Zbudowa艂 pa艂ac. Nie on zgina艂 si臋 w pocie czo艂a.
Zacz膮艂em si臋 powtarza膰 Od samego pocz膮tku I wci膮偶 w to brn臋.
Po zamkni臋ciu oczu Jestem sam dlatego te偶 Lubi臋 je otwiera膰.
Mo偶e i jeste艣my szaleni. Jeste艣my w ko艅cu Ostatni raz na ziemi.
Czy patrz膮c wk艂adamy sobie 偶ywcem Ludzi do g艂owy?
艣wiat budowany na zasadzie por贸wna艅 Dojdzie kiedy艣 do w艂asnych granic I nie b臋dzie wstanie stworzy膰 nic z poza siebie.
Id膮c ruchliw膮 ulic膮 podziwiam. Czy pi臋kno Mo偶e si臋 powtarza膰?
Jak cz臋sto z determinacj膮, nie艣wiadomie Powtarzam czyje艣 Nieznane mi my艣li.
Pisz臋 swoje my艣li, A ty odczytujesz W艂asne.
Nie mog臋 si臋 oddali膰. Jestem tutaj. Nawet po za艣ni臋ciu.
Latami. niby 艣wiat mala艂 w moich oczach Teraz szukam ma艂ych skarb贸w
Labirynty maj膮 si臋 dobrze w naszym 艣wiecie.
Zdarzenie spycha zdarzenie. Przygl膮daj膮c si臋 codzienno艣ci nie mog臋 uwierzy膰 jak tak prosty pomys艂 mo偶e wszystkim rz膮dzi膰.
艣pi, jej g艂adka sk贸ra i nagie piersi. Czuj臋 偶e nie mog臋 Jej zobaczy膰.
Milczenie. Z niego tylko Nic wi臋cej nadchodzi.
Jest tylko jeden koniec? A co z tym co umiera z nas Codziennie niewykonane?
Ko艂ysanka usypia I 艣piewaj膮cego.
Po sp艂oni臋ciu tawerny Go艣cie pij膮 i 艣piewaj膮 W zgliszczach.
Poczucie gdy my艣li si臋 czynno艣ciami a p贸藕niej powraca si臋 w 艣wiat kilkudziesi臋ciu tysi臋cy s艂贸w.
Czy my naprawd臋 szukamy Wskaz贸wek do nowych my艣li We wcze艣niejszych?
Z wi臋kszych przestrzeni Dobrowolnie zamykamy Si臋 w mniejszych.
Rodzimy si臋 zawsze na pocz膮tku I sami musimy si臋 wspi膮膰 Do dzisiejszej wiedzy?
Czy kto艣 za tysi膮c lat b臋dzie m贸g艂 nas por贸wna膰 z okresem gasn膮cych 艣wiec?
Rzeczywisto艣膰 nie ko艅czy si臋 na tej planecie. Ciekawe czy uda si臋 do艣wiadczy膰 co to znaczy.
偶yjemy dziwnie. Bo na szczycie Oceniamy okolice.
dlaczego? Czemu czytasz w艂a艣nie te s艂owa?
Zastanawia mnie przysz艂o艣膰 Kt贸ra wyniknie Z nas.
Przegapili艣my tysi膮clecia. Zaakceptowany 艣wiat Od zawsze do dzisiaj.
O 艣mierci pisz膮 tylko 呕ywi. Wida膰 p贸藕niej jest to co najmniej zakazane.
Ludzkie wra偶enia. Puszczam muzyk臋. Ukrywam 偶e nie czuj臋.
Dziecko w szpitalu Duch w prze艣cieradle a wok贸艂 偶yciodajne pn膮cza p艂yn贸w.Obraz b贸lu.
Czy posiadam pytania Kt贸re nie wynikaj膮 Z gotowej odpowiedzi?
Domy艣lasz 艣wiat i spr贸bujesz go realizowa膰 Zanim niebianie zredukuj膮 przestrze艅 do zera. Zr贸b to w przebraniu, zanim rozbierzesz si臋 dla niej.
Zmy艣lenie
We 艣nie wy艂aniania si臋 odkrywca z g贸r szale艅stwa. Patrz臋 mu w oczy w tym zmy艣lonym zdaniu I z przera偶eniem zauwa偶asz 偶e jeste艣my dziedzicami snu T艂ocz膮cego si臋 w nas od zawsze.
Na ile sposob贸w Da si臋 opowiedzie膰 nasz膮 histori臋?
Wymy艣lone epitafium
Umrzemy na ziemi Mo偶e dlatego 偶e pr贸bujemy to t艂umaczy膰 A prawie nikt nie usi艂uje zmieni膰.
Przymocowany Stoj臋 u progu Innej przysz艂o艣ci.
A je艣li po 艣mierci Z ka偶dym dzieje si臋 Co艣 innego?
Nie rozumiem Moich zapisk贸w. Czy偶bym znikn膮艂?
Taszcz臋 siebie do celu. Przyda艂aby si臋 jaka艣 nieznana ulica. Poszed艂bym ni膮 sobie.
Nigdy widzami. Przez nas samych Zawsze wrobieni w scenariusz.
Wype艂niam siebie po brzegi. To takie nudne I na ko艅cu trzeba si臋 tego pozby膰.
Jestem potencjalnym niewolnikiem. Tylko jeszcze nie wiem Jakich nieprzemy艣lanych zasad.
Nikt dzisiaj oddychaj膮cy Nie wsp贸艂tworzy艂 rozumowania Z kt贸rego korzystamy.
Na ziemi 艣lepe na艣ladowanie. Tak nie przetrwamy.
Dla jakich scen Po jakie uczucia wykonuj臋 oddech.
Musz臋 podj膮膰 decyzje Bo wreszcie kto艣 za mnie j膮 wybierze I uwierz臋 偶e to by艂em ja.
Uwi臋zi艂em marzenia w duszy a szukam ich spe艂nienia w scenerii gdzie dusza nie ma dost臋pu
Jestem pusty. Patrz膮c w chmury Wch艂aniam ruchome bod藕ce.
Powtarzam w艂asne my艣li jakbym nie m贸g艂 oderwa膰 si臋 od odbytej przesz艂o艣ci.
Tyle czas贸w rozci膮ga si臋 w nas. Kt贸ry trwa?
Jak mo偶na by艂o Wyja艣nia膰 tych Kt贸rych jeszcze nie by艂o
Przekl臋te zakl臋cie. Nieprzenaszalno艣膰 odczu膰 poza zdarzenie.
Szukam osoby z ciekaw膮 rozmow膮 Prowadz膮c膮 do 艣wiat贸w nieznanych.
Mo偶e z czasem ziemia zmieni kszta艂t A my wszyscy jeste艣my W b艂臋dzie?
Stworzy膰 w艂asne kody przez chwile poczu膰 bycie.
Chc臋 spe艂ni膰 marzenie. Nie chc臋 bawi膰 si臋 w wieczne 偶ycie.
Milcz膮cy knebel. Mo偶e kiedy艣 Symbol ka偶dego z nas.
Nigdy jeden raz. Za ka偶dym razem gdy wspominam Wyobra偶am sobie na nowo.
Z艂apa艂em si臋 w pu艂apk臋 przekonania Z kt贸rego nie mog臋 wyj艣膰. Czy tak to si臋 sko艅czy?
Bez 偶adnego powodu: 偶yjemy 偶yciem ludzi Kt贸rych nie znamy.
Ach psie, Gdyby艣 nauczy艂 si臋 m贸wi膰 Przesta艂by艣 by膰 przyjacielem cz艂owieka?
Mierzymy 偶ycie czasem Kt贸ry sami Dostrzegli艣my.
Najcz臋艣ciej czytaj膮c Czuj臋 偶e pisz膮cy udaje.
艁zy nad sto艂em. Zawsze jestem odwr贸cony do czego艣 plecami. Zawsze.
Wyszed艂em z mieszkania zdenerwowany. Czasami cz艂owiek nic nie powie A czas wszystko zmieni.
Droga w g贸rach. Jeste艣my odpowiedzialni za wszystko Jaki艣 czas.
Ze szklank膮 w oknie. Mamy wi臋cej pomys艂贸w Ni偶 ludzi kt贸rzy je realizuj膮.
Nie zapominaj. Pod tymi wszystkimi maskami Wci膮偶 jeste艣my.
Zaschni臋te muchy. Le偶膮 na dywanie. Tak ko艅cz膮 robi膮c to samo.
Uzurpator ze mnie. Wczorajszy wiecz贸r T艂umacz臋 sobie dzisiaj.
Mi艂o艣膰 si臋 wymy艣la Szepta艂a Kiedy wymy艣lali艣my wiecz贸r.
D艂ugo Nie mo偶emy si臋 pozbiera膰 Po ty 偶e jeste艣my.
Nie ma dnia ani nocy. To tylko Obr贸t planet.
Zawsze si臋 nabiera艂em. Tym razem B臋dzie inaczej.
Nie cofniemy tego Czego nie by艂o. Czy to nie straszne?
O 艣mierci wiem tylko tyle 偶e to prawda zabija. Bez wzgl臋du jaka ona jest. Jest morderc膮 w masce.
Gdy ju偶 si臋 przyzwyczai B臋dzie si臋 tylko Czeka膰.
Z kajdan w kajdany? Jeste艣my z tego Co poj臋li艣my?
Mo偶emy tylko wraca膰 i na to patrze膰 Nie mog膮c nic powiedzie膰.
W moich wspomnieniach Widz臋 puste miejsca. Ciekaw jestem tego braku.
Na 艂a艅cuchu siebie. Tkwi臋 w tym od samego pocz膮tku.
Gdy by艂em ma艂y opowiadano bajk臋. Boj膮c si臋 rzeczywisto艣ci stali艣my si臋 duchami Tak 偶e reszta nie jest nami.
Czego czujesz ptaszku Na moim ramieniu Czy po偶egnanie?
Jeste艣my b贸stwami Ale czasami nie mo偶emy nic zrobi膰 I to przera偶a.
Dzi臋ki fikcji Mo偶na si臋 zdarzy膰 Wi臋cej ni偶 raz.
Widz臋 艣wiat przez pryzmat. A ten pryzmat jest ma艂y I samotny.
Nie dotarliby艣my dot膮d Bez tych wszystkich k艂amstw Ale ju偶 czas zmierzy膰 si臋 z magi膮 rzeczywisto艣ci.
Moja sk贸ra jest cz臋艣ci膮 mojego wn臋trza St膮d te偶 mo偶esz mnie dotkn膮膰.
W twoich oczach teraz. Wykopmy korzenie I pozwiedzajmy siebie.
Dobrze ptaszku 偶e nie rozumiesz Nikt nie przekona ci臋 偶e nie nauczysz si臋 lata膰.
Skoro jeste艣my ju偶 tak d艂ugo na tworzonym przez nas 艣wiecie to czy pojawi艂 si臋 wewn膮trz nas i sta艂 si臋 nasz膮 wsp贸ln膮 dusz膮?
Piek艂o i niebo. Wieczna pozosta艂o艣膰 P艂askiej ziemi.
Gdyby艣my mogli liczy膰 Zamordowane uczucia I oskar偶a膰 si臋 o to w s膮dach.
W tym wieku pojawi艂o si臋 wi臋cej ni偶 mog艂o. Tylko 偶e wszystko jest zamkni臋te w przemijaj膮cej istocie.
Czym jest ziemia Skoro wymy艣lono Odleg艂e 艣wiaty?
Prawa, zwyczaje, wiedza. Czy pr贸bujemy Stworzy膰 boga?
Dr偶yj wolo. Dzisiejszego ranka Mog艂a艣 tylko patrze膰.
Czekamy i czekamy Na jaki艣 Dzie艅.
Tworzymy te pogl膮dy. Zrobili艣my to Ze strachu?
Nie spychajmy na nast臋pnych Naszego przebudzenia.
Czy sny Potrzebuj膮 Czego艣 wi臋cej?
Nie mog臋 si臋 wydosta膰 Z w艂asnego Domu.
Odk膮d stali艣my si臋 niewolnikami s艂owa Ka偶dy z nas ukrywa w kt贸rym艣 Siebie.
偶aden moment nie by艂 ko艅cem. Jeszcze kontynuujemy.
By艂y sobie kiedy艣 mechaniczne umys艂 Stworzone przez siebie By odrodzi膰 siebie.
Tak wiele os贸b ma 艣wiat do przedstawienia Tylko nikt nie s艂ucha.
Przypominamy 偶e s膮 do艣wiadczenia Dost臋pne tylko na ziemi.
Musz膮 by膰 ludzie Kt贸rzy nigdy Nie opu艣cili siebie.
Mijamy si臋 na ulicach Nie maj膮c poj臋cia Na co mamy szans臋.
Ile istnie艅 Poprzedza艂o twoje istnienie?
Mam dalej zmy艣la膰 Ten zmy艣lony 艣wiat?
Jak d艂ugo by艂em na ziemi Przez te wszystkie lata? Ile godzin by艂em we 艣nie?
Tysi膮ce razy. To samo miejsce. Ta sama godzina.
Chodzi o to 偶eby m贸c Si臋 zawsze zdarza膰. O to trwa konflikt.
Ci膮gle to samo miejsce I wci膮偶 inne Wydarzenia.
Przez te wszystkie dni Nie by艂o nas. Co teraz?
Jak d艂ugo mo偶na czeka膰 Na jaki艣 czas? Jaki艣 dzie艅?
Trzeba by膰 szalonym 偶eby czyta膰 tylko 偶eby pisa膰.
B艂膮d programu. Ostatnia linia Nie ma ko艅ca.
Ten 艣wiat kt贸rego Jeszcze nie stworzyli艣my. Czy 艣nisz czasami o nim?
W wyobra藕ni Obraz cz艂owieka Sprzed tysi膮ca lat.
Dzi艣 rano muzyka czyni dla mnie to Co powinienem czyni膰 sam.
Ptaki zbudowa艂y 偶ycie na niebie. Podziwiam to W podr贸偶y.
Na ziemi 偶yj膮c. wierc臋 si臋 we wszech艣wiecie. wok贸艂 oklask czarnych dziur.
Tylko cz艂owiek Oddaje cze艣膰 艣mierci i tworzy wok贸艂 niej kulty?
Zawsze tak by艂o. Przysz艂o艣膰 by艂a sobie Teraz.
Dlaczego ptaki Nie umieraj膮 W powietrzu?
Opowiesz mi bajk臋 O cz艂owieku? - a kiedy ma si臋 urodzi膰 ??
Jeste艣my rze藕bami. Oblano z teorii. Odtworzono z historii.
Za tysi膮c lat Nie b臋dziemy Prawdziwi.
Ka偶dy boi si臋 wej艣膰 Do pokoju Z kt贸rego dobywa si臋 krzyk.
Pami臋tajcie zapomnie膰 gwiazdy To czego jeste艣cie 艣wiadkiem. My tym jeste艣my.
W historii duch贸w Nie wiadomo czy co艣 spe艂ni si臋.
Przy艂apuj臋 si臋 w r贸偶nych miejscach. Przebywam na ziemi z przyzwyczajenia. Nie pytam. Nie tworz臋 zmian.
Jutra Nie pominiesz. chyba 偶e ju偶 ci臋 nie b臋dzie.
Powsta艂 nowy kierunek. Dzi艣 mo偶esz Polecie膰.
My Jeste艣my ci膮g dalszy. Jaki艣 czas.
je艣li dzisiaj my艣le膰 tak jak wczoraj to po co by艂a ta ca艂a noc?
gdy odchodz臋 ze snu budz臋 si臋 w tym 艣wiecie.
Ogrom s艂贸w to pieprzenie Ludzi kt贸rzy w danej chwili nie potrafi膮 nic wi臋cej. Sam do nich nale偶臋.
Przypuszczalnie nabywano je Gdy kto艣 mia艂 roziskrzone oczy. Na 艣mietniskach stos rzeczy.