Graj bębenku czasu Aż uderzenie ostatnie Nie doprowadzi Do żadnego końca Ni rozwiązania. To mi dyktuje Patrzenie na innych.
Na chodniku miasteczka dziecko siada Bawi się dłońmi, rzuca cień na jezdnie. Potężny papieros dymi z małego gardła. Po wielu latach dziecko nie pamiętam Nie jest już małym chłopczykiem A szkoda, tyle przecież się wydarzyło Gdy tracił małość
Mężczyzna zamyślił się siedząc w kawiarni, Myślał o wspomnieniach zostawionych w innym człowieku, Chłopcu z dzieciństwa, siedmioletnim buntowniku myśli Który rozważał wszystko co jest na ziemi od nowa. Jak każde dziecko zresztą, dlatego pieczołowicie trzeba je uczyć kształtu prawdy Lecz tak wiele dzieci nie chce do końca. I może stąd jest ten świat. Uciekamy z nauczanego wszechświata jakim była przestrzeń Aby pokonać ten słynny ciąg, i stworzyć coś Co jest inne od tego czego nie chcemy widzieć.
Jeśli tak jest to zniknęło stąd wielu ludzi którzy byli długo pragnącymi dziećmi. Pewnie niektóre znaliśmy.
Jest pani zbyt podobna do innych, a to znaczy że to co stanie się ze wszystkimi możliwe ze stanie się i z panią. Niech pani spojrzy, Tu w lustrze, to uśmiech. Jakby to było dobrze gdyby były lustra Które pokazują nas. A nie poetycką pozę I przygotowanie By inni nas widzieli W najlepszym wydaniu A nawet w wydaniu którego nie ma. Te zdjęcia ideału nudzą, Ich próba jest dostępna na co dzień Na ulicach i w Internecie. Latami człowiek tylko czeka Aż ktoś spuści gardę, naciągnie Bluzę na nogi, i szczerze tak jak na co dzień ze sobą żyje Ujawni się przed nami i może słów parę zamieni tych innych, tych swoich. Takie Termopile są rzadkością. Ludzie na to latami czekają I nie przyznają się do tego. Trwa to krótki czas Później jest znużenie I naprawdę tego nie ma. Nie da się tego zakończyć inaczej niż końcem?
Zbuntowani przy stolikach dajemy upust swojej osobie. Możemy tak siedzieć do rana czekając na głos Który zacznie mówić to co nam trudno ubrać w słowa. Pragnienie ciągłej obecność szczęścia w tej zbyt krótkiej historii w której kiedyś będziemy inaczej, zbudowani z innych myśli. Tajemnicze twarze wyłaniają się, człowiek przywołuje znak powitania, Dzieje się nocą, w parkach i barach zgrzyt butelek, sprężyny łóżek Pamiętają wciąż że po wszystkim miło jest się przytulić. Rozdajemy czas. Czy można inaczej? Zawsze z kimś. Wieczorne języki targują się w snach. Bieg dnia nie ma licznika. Ciągniemy pług przetrwania. Szał głów napędzający do działania. iskry. Z tego równania nie można wznieść Czegoś co będzie zawsze. Jesteśmy pośród chwil. Nie wiem dlaczego. Nie będę jednak protestował I wołał skoro jestem w środku zdarzenia, Ptak siada na samochodzie, zostawia ślad. Daje znak że pora zdać sobie sprawozdanie. Usiłuję to przed snem, lecz nie wiem czy mi się udaje Bo nigdy nie pamiętam żadnej ostatniej chwili. Z poranków wiem tylko tyle że mnie zaskakują Tym co wciąż jeszcze nie miało miejsca.
Jednak tak naprawdę nie mogę powiedzieć niczego. Jestem. Co to właściwie znaczy? Czy to perswazja? Deklaracja A może rodzaj zdziwienia?
Gdy mówisz strach Czy czujesz Tylko strach? Więcej? Znacznie więcej I nie zdołasz Opisać.
Poczucie zimna gdy idzie się po zajęciach na dworzec Czy to zdanie A może godzimy się Na zebranie wszystkiego W ciągu wspólnych znaków. Wciąż i wciąż próbujemy to pokazać Na peronach W pociągach W mieszkaniach. Jak wypuścić Z siebie? Jak przestać być w kształcie? zapadać się albo zanadto ulatniać? Przepełniać się tym co powstało albo ciągle to spalać w mżawce słów?
żebyście widzieli te wieczory i te wszystkie oczy utkwione w odbycie to byście się śmiali i śmiali że tak ciągle w jeden otwór można patrzeć.
Jestem w środku Czegoś. Zachwyca mnie Gdy ktoś chce mówi o sobie I rzeczywiście Ma o czym Mówić.
Z tej Rzadkości Coś wynika I człowiek Chce usiąść Mówić słuchać.
Teraz wykonuje kant i naśladuję, nie do końca to ja. Od zawsze pożerają nas olbrzymie sny. Marzenia imitują przetrwanie, A rzeczy przekonują służkę rozumu, pamięć. Cóż więcej mogę dodać jako połykający sny I jednocześnie przez nie pożerany? Potencjalnie to co widzisz to rozciągnięcie w czasach i myślach, w sumowaniu który ma koniec z zamrożeniem każdego bytu. Toteż trzeba przyznać że jedziemy niezorientowani na ogierku czasu, a obok nas zdarza się równomiernie trwanie, zgrzyt początku rodzonego dziecka (start, kolejnego jedynego, obszaru patrzącego w świat) i rumor śmierci (zamknięcie tego obszaru musi być zapadnięciem wszechświata). nie w innym dalekobieżnym świecie ta przepychanka a w tym gdzie mucha siada nam na ręce stąd też lepiej już dzisiaj zdać sobie sprawę że jest się we wszechświecie którego już nie ma i będzie nadal, więc ma w sobie jeszcze więcej.
co by się stało gdyby wszystko co postrzega zachorowało? Gdyby chory miał Uczyć się tylko tego co my Albo my tylko tego co chory Czy nowonarodzeni Byliby coraz bardziej chorzy, zdrowsi? Istniała by inna zależność? pojedyncze jednostki Byłby zdolniejsze ? W tym samym czasie Mogłyby kreślić więcej? Czy to fikcja? Dlaczego każdy chory wierzyłby że jest zdrowy i rozumował cały świat albo czasami wątpił w to co myśli i tak dowodził, że jest zdrowy? Skąd nawet stwierdzenie że to choroba A nie przyjemny relaks w podróży? Co by się stało gdyby wszystko co postrzega zachorowało Tak dawno że tysiąclecia Zdołałoby stworzyć świeżą interpretacje zdarzeń I nikt nie był gotowy przekreślić bajki. Może choroba jest w powietrzu albo nie ma jej wcale, może jest w impulsie, pochodzi z wybuchu planety jest z innej konstelacji gdzie zakończyła wszelkie życie.
raz śnił mi się koszmar. w tym koszmarze nie mogłem istnieć. ślepo staram się udawać że rozumiem co czuje ale jak człowiek istniejący może pojąć brak? Jak pojąć tego który nie istnieje?
Chyba jesteśmy Pokolenie z szansą I pokolenie przeklętych. Jeśli nie my To będziemy Do tego zmuszać Innych, Pewnie Padnie Na nasze dzieci. Już wcześniej Powiedzmy sobie Nie ma drugiej szansy To zasada z jednym życiem. Wskoczyliśmy na ogiera zapatrzonego W jednym kierunku. Rozpoczeliśmy życie I idziemy w stronie Gdzie jest Jeszcze nic, naśladujemy światy z marzeń zatrzymane w naszych oczach. Nie wiem jak z tego zadrwić. może ktoś mnie wyręczy.
Przeciw pamięci
Zmarłych można porównać do kamyczków które wszyscy chcą tłumaczyć ale nikt nie chce po nie wrócić. Z jakiegoś powodu zarażono że nie trzeba szukać, wystarczy powtarzać by to co odeszło nie odchodziło. Wystarczy sztuka pamięci I jej dzieła. Przeszłość jest zmazanym równaniem zgubnym które mówi że wystarczy, zawsze wystarczało.
Dotychczas odkładane, w konaniu szukane dalej to czarny los ludzkości. Całe działanie świata w tym zakresie Zostawiliśmy tworom słów i emocji Niezdolnym nic zmienić.
Wszystko ze słów, Z bezradności, emocji. Jeśli chcemy zmian to jeszcze tu jesteśmy choć to serce tyka.
Jesteśmy rozbitkami kosmosu. Zgadzamy się, jesteśmy w nim zawarci Ale nie przyznajemy, że nie chcemy wypłynąć poza uścisk ziemi, Od czasu do czasu zerkamy na gwiezdny szał, chodzimy za ręce Tulimy się w ubraniach, i w taką noc jak ta idziemy nad wodę, wchodząc nago w chłodną toń drżymy i tylko zerkamy w kosmos Choć przecież są tam przedmioty, które mogą rozmażyć Choćby nieznane surowce, braki, smak innej wody, nieziemskie rzeczy jadalne i niestworzone dotychczas uczucie gwiezdnych podróżników.
Wychodzę z adresu gdzie jest dobory i tani orgazm opiszmy to słowami seks, zew, mocny uścisk wreszcie bez ubrań. Czas tam spędzony był czasem ludzi Wijących sieci. Czekali z początkiem i Dobiegali kresu końcem.
Musisz wiedzieć że gdy dotykał czuł. To co wtedy czuł nie jest w nim obecne. Uległo. Jest tylko wyobrażeniem Popiołem po zdarzeniu Które odbiera samotnie.
Zapewne tu wróci Szukając nowej okazji do było i minęło. Teraz idzie schodami Schodzi w dół W oczach mgnienie Przeżywania.
Istnieją bestie. Bestie bezzębne W klatce, Przygaszone i osłabione. Wokół śmiech. Sama bestia Zamknęła się w tej klatce. Sama wyrzuciła klucz. A teraz żałuje nie mogąc się ruszyć Widząc kilka nowych malutkich potworków Chodzących poza klatką.
Jestem obecnie w knajpie Ktoś używa śmiechu, Kelnerka świadoma swoich atutów żartuje. Niekiedy w naszych głowach rosną Niezliczone linie ludzi Składając nas w coś Co może na chwilę zaistnieć. I jak tu nie przyłączyć się do zabawy?
Jeśli piszę to znaczy że dzisiaj nie mogę czegoś uczynić A może ty zdołasz, stąd te słowa. Kiedy nie piszę znaczy, że daję radę. Są jeszcze pory kiedy piszę dla przyjemności. Istnieją też kontynuacje których nigdy nie wymyślę. To wielkie obszary których nigdy nie zrozumiem
Bycie na szczycie oznacza odpowiedzialność Lecz szczyt tak długo może być pusty. Nikt o tym nie wie Dopóki ktoś tam nie stanie.
Te słowa które powstały z niczego i nic nie znaczą Są niekiedy cenne I mają szkatułkę Wielu wkłada W nie siebie. I tak miłość Która nie istnieje nagle pulchnie do rozmiarów prawdziwego istnienia i teraz można mówić To są puste słowa. To są pełne słowa. Gdyby istniał Jeden człowiek Owszem, Istniałaby jedna Obszerna prawda. Ktoś chce istnieć W tej samotni?
Szałas w lesie I chęć rozpalenia ogniska
Zostańmy na kilka godzin i odczujmy lata. Zróbmy zdjęcia na zawsze A później usuńmy je Zakazanym Ruchem palca. Samodzielnie rozpalmy ognisko Zbudujmy namiot z ubrań I gałęzi. Wykąpmy się w rzece Przerywając dominacje gwiazd. Pozbądźmy się wspomnień Na ten wieczór. Zaśpiewajmy sarnią pieśń W środku nocy. Opowiedzmy sobie historie O tym co nigdy się nie zdarzy A później Zaakceptujmy życie Które ma się zdarzyć.
Jako machiny podróżujące w czasie zakochaliśmy się w zdarzeniach które mają miejsce poza nami. Nie tylko w swoich głowach, nie tylko w krótkim czasie.
Nie dziwi się nikt że tent bunt Jest tak długi A właściwie Tak rozsiany.
To nie linearny bunt. Kontynuacja jest obsiana Nieustannymi początkami.
To konflikt O którym nie da się wiedzieć. Wciąż rodzą się ci Co zaskakują nieistnienie.
Może sens skrywa się w wielu dźwiękach Które zdobywam nabierając grud powietrza w trzewia. Pewnie wybiorę coś z patosem naburmuszony. Pominę buty, podeszwę, muchę co bije się z powietrzem Zapomnę o możliwych wojnach w internecie, z głodu nic tu nie będzie, Zredukuje informacje o destrukcji rośliny i pozytywnej ewolucji, samotny pejzaż oczu zwierzęcia wypuszczę za szybę, niech biegnie nawet jeśli ściga go głodny niebianin i może tak pozostawię to w zawieszeniu i nigdy tego nie skończę.
Podsumowanie rozmowy z zawiedzonym
Dzisiaj Znowu przyznano nagrodę. Niektórzy czują się Nieswojo Czują czasami Nie ma kogo nagradzać Ale nagrodę trzeba przyznać dzisiaj. Nie można Czekać. Gdzie się podziewają Te jednostki Które z wielką Pompą Zapowiadał świat. Czyżbyśmy się pomylili I będziemy Wiekiem poczekania Który czeka Na ludzi Z innych czasów?
jestem w środku niczego. oniemiały szukam zamka. Odczucia wynoście się I zostawcie mnie W mej kryjówce. zamknąłem twarz i patrzę przez podwójny wizjer. Biorę za siebie Pełną odpowiedzialność Więc umieraj duszo I weź ze sobą Niepotrzebny bagaż złudzeń. Pragnę Myśleć Jak miałem nigdy nie myśleć. Droga Była już Wielokrotnie Powtarzana. Nie chcę iść do siebie.
Wysyłam wiadomość Ze zdjęciem niestety Moja osoba Nie biegnie Zachwycona Po rubieżach Galaktyki. Jestem w Jednym z wielu środków I gram z ludźmi którzy zaprosili mnie do stołu. Nie oglądam wiadomości A z kontynuacji dowiesz się że nie wiem Co powinienem mówić żeby mnie rozumiano A wesołe pogawędki Kończyły się pomyślnie. Nie chodzę Już do miejsc Które by cokolwiek O mnie wiedziały. Jestem sam Kiedy wchodzę Do sklepów I dla lepszej końcówki Zmyślę, że rozmawiam tam Z ludźmi O spadających gwiazdach O lasach Które wiecznie płoną Na zdjęciu. O muchach Którym odrywałem skrzydełka W dzieciństwie.
Oczywiście nie trudno mówić o śnie Jego krnąbrnych nożyczkach tnących serenadę marzeń. Pajączku uczuć które stopniowo miesza się z zapomnieniem. Nietrudno iść do ustępu i zmyślać kolejne historie zastępując tym siebie jak powyższe słowa. Zrzucać to jak wypróżnienie Jak liczne filmy, historie, słowa. Tylko że sen jest naprawdę. Wrasta w część życia. Nie da się go widzieć inaczej niż w przestrzeni, W swojej skórze, tylko w swoim ciele Jakby wszystkie komórki ciała, Były w niego zaangażowane i śniły. Jesteśmy wtedy zupełnie sami, tylko my sami. Porzucając go porzucano by siebie. A tylko w nim czasami pojawia się to pytanie Od naszych alter ego, które rodzą się ze snem I które umierają gdy żądamy obudzenia, Giną gdy powracamy w miejsce gdzie jesteśmy razem w rzeczywistość gdzie można być poza sobą.
Dojrzewanie Dziecka To także zamykanie Się w pokoju (nie chce By ktoś Widział) Albo sen którym się nie podzieli. To także spędzanie czasu Inaczej niż by się chciało, bez potrzeby planowania. Dojrzewanie dziecka to także cała reszta która odeszła. Znikneła z dorosłych.
Jestem jak każdy A więc Każdego dnia Trochę inny (w przeciwnym razie Byłbym stale Martwy).
Zamiast porozmawiać na ulicy poza samotnym pokojem, czterema ścianami. Głowa przycisnięta do szyby, w oczach życie niespisane
Niczego Nie usiłuję przekazać Raczej robię to Bo to dobry sposób Odczuwania Po zdarzeniu.
będę za chwile lizał włosy łonowe dziewczyny która teraz ssie mi krocze.
To zdanie zacznę jak zwykle Z udawania, Dalej podciągnę uczciwiej. Podziwiam piękno Obecne w małym pokoju. Klitce gdzie dwóch ludzi Zaczęło się odkrywać I badać. Takie studia nie istnieją. Nie otworzono Uczelni Nad pojedynczą istotą Która niknie. Dotykam ją Tam gdzie mnie Prosi, A ona mnie tam Gdzie wskaże. Zakochany W jej odbycie Myślę że ci co ją kochali wcześniej Może wcale nie odkryli Jej odbytu Nie badali Drżenia, łaskotek, Ziewania I nie pytali gdzie Jak Kiedy Gdy mówili kocham Raczej myśleli o uzależnieniu ludzkości Nie myśleli że kochają kiszkę, Wątrobę, Oczy, Myśli, Zapach, Dotyk, Skórę, Zetknięcie ciał Orgazm Włosy I palce. Albo też robili Wszystko to co ja I myśleli to co ja Tylko że o innej porze W innym miejscu. Jako jedyni naukowcy Naszych ciał Nie zamierzamy spocząć Póki nie zrozumiemy Wszystkiego. Jesteśmy równi Póki wiemy co to znaczy i mamy jak to poznać. Nie zamierzamy się wycofać nawet z nieprzewidywalnych badań. Chyba jesteśmy na wyprawie Jako odkrywcy z zamiarem opisania niezbadanej krainy. Na tym świecie Można być wiecznym odkrywaniem. Tylko myśli łudzą nieustannie że oznaczono wszystkie kontynenty. A ja Uwierzcie jestem W nowej dolinie Nieoznaczonej Nigdzie I widzę Dwa morza. Wykonuje obrót jak planeta i prezentuje Rowek którego nie znałem. Dwa wzgórza I jaskinie Inne od Reszty wzgórz i jaskiń Albo robi to ta chwila I miesza zmysły A wszystko tak naprawdę Jest identyczne. Raczej jednak Każdy srom Prowadzi W coś innego. Wniosek z tego taki, że Nie ma Jednego. Dzisiejszej nocy stwarzamy Uczelnie Indywidualności Tylko dla nas Z zamiarem Odkrycia na miarę epoki. tylko tak możemy docenić ten fragment piękna który niknie. Czuję że kości płoną Więc Może jesteśmy młodzi I spragnieni. W takich chilach nie jest ważne co myśle, ile mam lat, czy dokąd zmierzam. Twierdzę Za przykładem naukowców że nie tylko jedna osoba Tworzy świat. Szeptamy sobie że jesteśmy Naukowcami.
Ile to czasu zostało na pracę i zabawę i do kogo zwrócić się z tym pytaniem kotku?
Nie odpowiadaj, Pozwól że każdy Będzie Odpowiadał. Pozwól By teraz Mówiły Ruchy I ogień Który Podłożyliśmy Pod nasze ciała.
Powiedz mi książko fantastyczna planety ziemia Jak sprawdzić czy pojedyncze wspomnienia Nie są dziedziczone po innych I w efekcie ich wspomnienia odradzają się w naszych snach Pozwalając spojrzeć inaczej, pomyśleć i rozwinąć się?
Jak poddać się amnezji na życzenie i obudzić się z nowym życiem w tym samym życiu?
Dziewczyna w krótkim t-shercie Sprawiła że zatrzymałem się w tłumie. Iść za nią , zobaczyć na własne oczy to co mijają naładowane egzystencje. Porozmawiać zanim jakiś zakręt Podpatrzeć zarys na jej owalnej twarzy i w ekstazie dotknąć resztę. Iść za ciosem Może nawet zmienić los I coś rozpocząć W świecie nieustannego zakończenia.
Starają się. Dzieje się to co może działo się z innymi. Idą długo dla nagrody żyją o tym co może przynieść zetknięcie. Później zauważają złudzenie We własnym życiu. Tak wiele wynika z przymusu. Rzekomy skutek to szkoła Gdzie dzieci ziewają I czekają na dzwonek żeby znów być sobą.
Może świat Kończy się raz na sto lat I wiara jest próżna że ciągle ten sam trwa. Nowe twarze idą ulicami Ciągle innymi. świeże sny mnożą gwiazdy Każdej nocy. Nowe oczy Zaludniają Ciągle Inny świat. I stoimy oniemiali W świecie Który jest Z nas I nie może trwać bez nas. Już wiemy. Nie nasz jest świat Który będzie po nas. Nie jest to ten świat. Nie nasze sny I gwiazdy w przyszłości Choć dziś jesteśmy jedynymi twórcami brodzącymi w zdarzeniach które bez nas nie istnieją.
Ten świat nie może pamiętać. Uzasadnię to: ziemia nie daje szansy powrotu. Daje złudzenie zatrzymania czasu a my łudzimy się, że zatrzymujemy czas na zawszwe, albo przynajmniej do końca. Staramy się przenosić fragmenty wspomnień coraz dalej jednocześnie odbieramy czas innym zaistniałym. żeby ten korowód trwał Potrzebny był jeden czas. Powstało wiele tłumaczeń, nazw i dróg w wyniku pragnienia zatrzymania ludzi, twarzy, domost, zdarzeń. A teraz łudźmy się do końca że tak nie było.
Ciekawi mnie: ktokolwiek jest dzisiaj. To wcale nie jest łatwe być w aktualnym świecie I nie dać się rozdrobnić na inne czasy. Inne czasy są ponętne mają kształty i odpowiedzi. Możesz nauczyć się najważniejszych dat. Nie wymagają ciągłego ruchu i decyzji przez to że są już ukształtowane można tylko patrzeć i w tym dawnym i przyszłym lewiatanie podczuwać swoją niespisaną linię a teraźniejszość łudzi pospolicie swoim wiecznym niespełnieniem.
O genach, o tych którzy byli I doprowadzali do dalszego istnienia
Piszę nad ranem przygnębiony. Obudziłem się Z poczuciem straty. Ktoś rozpadał się w moich ramionach. To było kruszenie Przez dziesiątki lat. Skąd poczucie Rozpadania Kruszenia Miażdżenia istoty? W moim śnie istnieją tylko wersje mnie. Są tylko Krzykiem snu Urzeczywistnieniem, Własną obietnicą w skarbczyku myśli.
nie da się od tego uciec chyba że jedno ciało przechowuje miliony, a spośród nich dzisiaj to my stoimy na staży i jesteśmy ucieleśnieni. Jak liczni Byśmy byli Gdyby sny miały Racje I w naszych ciałach żyły miliony Proszące O przetrwanie.
Jakbym kserował życie Z filmów i książek. Jest tam nadmiar ciekawych chwil I spontanicznych uniesień. Nie zaprzeczę że z zaparty tchem Spędzam niektóre wieczory W objęciach maszyn marzeń. Tylko że tam lata Trwają kilka godzin. W świecie filmów i książek żylibyśmy jeden dzień. Lecz w takim świecie bylibyśmy wolni Od pisania scenariuszu.
Nie wiedzą jak użyć tego na co poświęcili czas. Ludzie z wiedzą którzy nie wiedzą co dalej. Ten smutek jest wynikiem. On musi nadejść I musi coś zmienić.
Nosi w sobie ja Które nie ma Innej kontynuacji. Jest indywidualne. Musi być przerażony Uświadamiając sobie że jest ostatni. Nie będzie kopi w tej dziwnej grze.
Nie mam do kogo mówić Więc w pociągu patrzę w obcy świat. To historia zza szkła. W ekranie kobieta, Przedstawia coś co trwa, Jest nawet ładna, reszta napisana W komentarzach pod życiem w programie A obok w wagonie prócz wyobraźni Siedzią niezauważeni Z tą tylko różnicą że dość blisko.
Wciąż wyznaję Błędną zasadę Która ciągnie się Już zbyt długo Na ziemi: Chcę żyć w szale Chcę żyć w bezruchu Jak żył dotychczas Czczony bóg.
Jestem dmuchana lalka. Prędzej czy później Znowu nastąpi nadmuchanie (mam nadzieje że się opierasz) Ale gdy będzie już po wymianie organów Sami kiedyś, nie mając świadomości, Przygaszeni, uśmiechnięci, w wielości chwil wypełnimy tym kogoś. Dlaczego drążymy w innych przestrzenie? Co do nich wdmuchujemy? Co wcześniej nam wdmuchnięto?
Mów do siebie, mów duchu skazany na wieczne katusze patrzenia. Bez ruchu, bez ciała, bez kogoś więcej. Nie pomożesz w skale tropić znaków szału. Chcesz napisać wreszcie, że nic co napisano nie ma żadnej władzy. Chcesz napisać: Chcesz czegoś więcej.
Nie tylko język Nosi w sobie Uczucia.
Także to Co nie potrafi mówić.
Tym właśnie jesteśmy Istotami Czującymi Które Nie potrafią porozumieć się w pełni? Można tylko Zatkać, Zając Miejsce, Uwierzyć że To jedyny klucz Prowadzący do innych.
Bez względu jaka jest. Bez względu na filozofie i miescje. Bez względu na to że słów jest za mało by oddać to co czuje ruch.
Jeśli jesteś Albo cie nie ma O boże kochany Ty który zgładziłeś wszystkich W czasie swojego panowania Choć nie pokonałeś jeszcze każdego. Istnieją dwa wyjścia Z tej sytuacji. Albo jesteś i kiedyś ulegnie to zmianie Albo czegoś takiego nie ma I czas musi nadejść by istniejąca część rzeczywistości uświadomiło sobie przestrzeń otoczoną przez inne przestrzenie. Powinno się stać więcej Niż można powiedzieć Albo to wszystko Jest już wrzaskiem, krzykiem, głosem pędzącym po rubieżach Który nic nie może, gubi się w kosmosie, pędzi w ciemności nie mając świadomości o wybuchach gwiazd tonących w świecie. Z drugiej drogi wynika, że też to my stwarzaliśmy tą przestrzeń a właściwie jesteśmy w trakcie stwarzania I tajemnica nas samych Jest o wiele trudniejsza niż czuje ktokolwiek.
Propagandko moja ten się dowie co zakrywasz kto cię straci,
a kto nie wie że istniejesz albo nie wie co tak skrywasz ten bez względu czego szuka, co mówi, w jakich myślach się obraca tańczy z tobą walca.
Z jednego kufla z nią pije I oddaje jej kilka swych chwil w świecie emocji.
jeśli szukasz krzyku, nigdzie go nie znajdziesz. Nikt chyba nie przewidział że tempione będą ludzkie emocje tak długo, że nie ma momentu bez tego w ludzkiej histori.
Przyzwyczajeni do braku odpowiedzi, nauczeni być żyć z tym co jest. Z przyzwyczajenia wychowujemy tych co muszą się przyzwyczaić.
jesli chcesz zrozumieć włącz telewizje skorzystaj z internetu, idź ulicą i wyobraź sobie że jesteś dzieckiem i że żyjesz kilka tysięcy dni i że się śmiejesz i chcesz się usmiechać dalej
Przyglądam się przemianie poczwarki w motyla na łonie natury
Czy świadomość poczwarki umiera czy walczy ze skrzydłami motyla?